Zdarza się, że stawiając pierwszy krok na nieznanej łące, nie podejrzewasz jakie niespodzianki kryje i ile skarbów wyniesiesz z tej wycieczki.
Tak też było tym razem.
Wybraliśmy się nad Bug w poszukiwaniu nowych terenów na botaniczne wyprawy i naprawdę nie spodziewałam się ujrzeć wiele więcej niż miętę nadwodną, połoniczniki albo łącznie.
Już jednak parę pierwszych kroków uświadomiło mi, że oto stoję przed rośliną, którą mam okazję widywać niezmiernie rzadko tam, gdzie mieszkamy.
Mówię o zagorzałku późnym (Odontites vernus subsp. Serotinus). Nazwa wskazuje na to, że zakwita późno – bo dopiero późnym latem/wczesną jesienią.
To bardzo ciekawa roślina z rodziny trędownikowatych (o trędowniku bulwiastym należącym do tej samej rodziny już pisałyśmy tu). Jest półpasożytem, co w tym przypadku oznacza że pobiera z korzeni innych roślin rosnących obok wodę i inne substancje za pomocą specjalnych ssawek.
Możecie go spotkać w pełni kwitnienia właśnie teraz, na podmokłych łąkach, terenach nadrzecznych oraz pastwiskach.
Przez rolników traktowany jest czasem jak chwast, ponieważ zdarza się że zarasta uprawy ozimych zbóż.
Jest niezwykle przydatnym ziółkiem. Ma silne właściwości przeciwzapalne, antybakteryjne, przeciwbólowe i przeciwreumatyczne. Znajdzie więc zastosowanie przy zapaleniu stawów, chorobach narządów płciowych, zapaleniach jamy ustnej czy problemach skórnych.
W dodatku można go stosować tak samo jak świetlik przy chorobach oczu, co jest bardzo dobrą wiadomością, ponieważ wiele gatunków świetlików jest tak rzadkich, że objęto je ochroną (a w dodatku nie zawsze łatwo określić, z którym gatunkiem mamy do czynienia), natomiast zagorzałek jest rośliną pospolitą na terenie całego kraju.
Najłatwiej jest go ususzyć i przygotowywać z niego napar (1 łyżka ziela na szklankę wody), a następnie pić (4 razy dziennie po 100 ml) lub stosować do okładów i przemywań.
Wyruszajcie witać babie lato na łąki w poszukiwaniu zagorzałka. Warto go mieć w domowej apteczce.