W tej rodzinie są i szalej jadowity i szczwół plamisty. Szaleju się najadł… – tak to właśnie o jednej z tych bardzo toksycznych roślin mówi znane przysłowie. Poza tym te dwie rośliny dość niefortunnie i tragicznie zapisały się w kulturze. Pozyskiwano z nich alkaloidy, które dodawano do cykuty (to zresztą też zwyczajowa nazwa szaleju), śmiertelnej trucizny, powodującej najpierw uczucie mrowienia kończyn, a na końcu prowadzący do zgonu paraliż mięśni oddechowych. Wszelkie przesłanki wskazują na to, że cykutę podano Sokratesowi. Jeśli dodać do tego parzące barszcz Sosnowskiego i Mantegazziego, osiągające rozmiary pokaźnych drzew, można tylko stwierdzić: Strzeżcie się selerowatych. Stop! Wcale nie! W tej rodzinie są też przecież smakowity biedrzeniec anyż, kmin, fenkuł, pasternak, a nawet poczciwa marchew. Na stoły z nimi!
Selerowate są od wieków obecne w kulturze. Na tajemniczej roślinie wybijanej na monetach – silphium – zasadzało się bogactwo Cyrenajki, późniejszej rzymskiej prowincji (i to Rzymianie właśnie, przez chciwość i nadmierną eksploatację silphium, doprowadzili do wyginięcia tej rośliny). Prawdopodobnie była to roślina stosowana jako środek poronny, jakże cenny w czasach zawodności prymitywnych środków antykoncepcyjnych lub ich braku. Laski biskupie? Kije, na których wspierały się greckie menady? Ach, i znów selerowate. Tym razem chodzi o zapaliczkę, pokaźnych rozmiarów roślinę śródziemnomorską, której suche łodygi były wykorzystywane albo jako kije do podpierania się, albo laski do… karcenia uczniów szkół tanecznych. Rach, ciach! Pomyliłeś kroki! A masz zapaliczką! O selerowatych napiszemy z pewnością jeszcze nieraz.
Dziękujemy prof. Krzysztofowi Spalikowi, w którego arcyciekawym wykładzie nt. rodziny selerowatych, zorganizowanym w ramach obchodów 200-lecia Uniwersytetu Warszawskiego, miałyśmy przyjemność uczestniczyć.
Chcecie się dowiedzieć więcej? Zapraszamy do świeżo utworzonej grupy Dom Selerowatego Dziecka (tak właśnie 😉 na Facebooku.