Szmaciak, siedzuń, kozia broda – ten grzyb ma wiele nazw. Od 2014 roku nie jest już grzybem chronionym, dlatego tym razem postanowiłam go spróbować. Rósł zresztą obok większego brata, któremu dałam spokój. Niechże siedzuniowa rodzina się dobrze miewa. Tymczasem mój dorodny szmaciak został już uduszony w śmietanie, usmażony saute, no i przyszedł czas na zamarynowanie go.
Marynata:
domowy ocet jabłkowy
sól
woda
łyżka miodu
przyprawy: nasiona dzikiej marchwi, kilka owoców jałowca, kilka zierenek pieprzu lub kawałek ostrej papryczki
domowy ocet jabłkowy w proporcji 2/1 (dwie części octu, jedna część wody) zagrzać razem (podgrzewamy marynatę do ok. 70 st. C), na litr marynaty dodać łyżkę soli. Po lekkim ostudzeniu dołożyć dużą łyżkę miodu.
W międzyczasie dokładnie umyć grzyb i pokroić na niewielkie kawałki. Obgotować w lekko osolonej wodzie z dodatkiem łyżki octu przez 10 min.
Do wyparzonego słoika włożyć obgotowanego siedzunia, przełożyć warstwy przyprawami – nasionami marchwi, jałowcem, pieprzem. Zalać ciepłą marynatą. Odstawić na co najmniej tydzień. A potem oczywiście zajadać!
A oto siedzuń w towarzystwie suszących się lejkowców dętych:
PS Przepisowy siedzuń został znaleziony w Karpatach. Byłam oprowadzana po miejscowych lasach przez chłopaków z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze. Osoby działające w fundacji pracują nad tym, aby powołać Turnicki Park Narodowy na tym wyjątkowym terenie. Podpiszcie petycję. Dzięki temu te piękne lasy będą mogły zostać ocalone.