Zastanawialiście się kiedyś, czy rośliny mogą być najeźdźcami?
Czy te delikatne, wydawałoby się, istnienia czerpiące siłę ze słońca i wody, przyczepione na stałe korzeniami do jednego miejsca i pełne zielonego chlorofilu mogą się stać zagrożeniem?
Okazuje się, że tak.
Na tegorocznej edycji Nocy Biologów miałyśmy wielką przyjemność wysłuchać wykładu dr Haliny Galery właśnie na temat roślin inwazyjnych.
No dobrze, ale co to w ogóle znaczy że roślina jest inwazyjna?
Aby uznać gatunek za inwazyjny, musi on być obcego pochodzenia i po wprowadzeniu do środowiska stanowić zagrożenie dla lokalnej bioróżnorodności. Zwykle dzieje się tak dlatego, że rośliny inwazyjne szybko się rozmnażają i skutecznie zajmują nowe miejsca.
Są cztery stopnie inwazyjności:
I – to te gatunki które mogą być problematyczne, ale jeszcze nie rozprzestrzeniły się na większą skalę.
II – to te gatunki, które są znane ze swojej inwazyjności w innych krajach albo już zaczęły pochód i zajmują lokalnie coraz większe obszary lub pojawiają się w coraz większej liczbie miejsc.
III – to te gatunki, które znamy na razie z rozproszonych lub nielicznych stanowisk, ale jednocześnie wiemy dobrze, że są zagrożeniem.
IV – to te gatunki, które zajęły już duże obszary, występują licznie i stanowią spore zagrożenie dla bioróżnorodności.
Rośliny inwazyjne są na tyle istotnym problemem, że istnieje nawet europejski Kodeks postępowania w zakresie ogrodnictwa i inwazyjności roślin obcych.
Chcecie przykłady?:)
Co roku w mediach głośno o inwazyjnych barszczach: barszczu sosnowskiego i nieco mniej znanym kuzynie, barszczu Mantegazziego.
Zawierają one furanokumaryny, co oznacza że kontakt z nimi może skończyć się bolesną i trudno leczącą się fotodermatozą.
Roślina o znacznie ładniej brzmiącej nazwie – Ambrozja bylicolistna, również inwazyjna – może nam także przysporzyć problemów, ponieważ jej pyłek jest silnie uczulający. W dodatku jest trująca.
A drzewa i krzewy? Mogą być inwazyjne? Owszem.
Przykładem jest choćby bożodrzew gruczołkowaty (Ajlant), który nie dość, że produkuje uczulający pyłek i może powodować problemy skórne, to jeszcze zanotowano kilka przypadków zapalenia mięśnia sercowego w momencie, kiedy jego sok dostał się poprzez uszkodzenia skóry do krwiobiegu. Jest też niebezpieczny dla zabytków, ponieważ jego silne korzenie potrafią rozsadzać mury.
KOlejne rośliny, które widać już niemal wszędzie, to rdestowiec ostrokończysty i jego mieszaniec z rdestowcem sachalińskim – rdestowiec pośredni.
Każdy, kto interesuje się botaniką i chodzi regularnie na spacery, zauważy, jak wiele terenów miejskich, podmiejskich i dzikich skutecznie zarastają jego wysokie łodygi i wielkie liście.
Do innych roślin inwazyjnych (IV stopnia) należą m.in.: robinia akacjowa, aster nowobelgijski i róża pomarszczona, a także (w grupie III stopnia) jesion pensylwański, kroplik żółty czy łubin trwały.
Nad brzegami rzek można z kolei zaobserwować zwarte kępy innej rośliny inwazyjnej kolczurki klapowanej.
No dobra, ale czy naprawdę jest się czym przejmować?
Owszem. Rośliny inwazyjne mogą skutecznie i na wielkich obszarach wypierać rośliny rodzime, zubożając nasza florę. Wystarczy przypomnieć sobie późnoletnie złote pola pełne nawłoci kanadyjskiej. Właśnie, tylko i wyłącznie nawłoci bez innych roślin. Albo zaduszone kolczurką brzegi warszawskiego odcinka Wisły. Dla świadomego miłośnika botaniki są bardzo smutne widoki.
Co możemy z tym zrobić?
Przede wszystkim edukować siebie i innych. Dowiedzieć się, które rośliny są roślinami inwazyjnymi, gdzie i dlaczego. Wiedza przede wszystkim.
Oprócz tego nie sadzić (nawet jeżeli pięknie by wyglądały w ogródku i jesteśmy przekonani, że je upilnujemy), nie przyczyniać się, najczęściej nieświadomie, do ich rozprzestrzeniania (np. roznosząc nasiona na ubraniu lub dzieląc kłącza) oraz aktywne usuwać je ze środowiska (sposoby są różne – od ścinania kwiatów po wykopywanie).
Źródła:
Wykład na temat roślin inwazyjnych Dr. Haliny Galery ( Noc Biologów 2019)
kdpo.gdos.gov.pl